to kompromisy, adaptacja, dostosowanie się do innych, potulne znoszenie ich dziwacznych żądań. Mam tego dosyć. Inni wciągają nas w swoje sprawy i nie mówią, po co. Znalazłam fragment w "Człowieku zbuntowanym" Camusa i widzę, że on to odczuwał tak samo. "Bunt rodzi się w obliczu niedorzeczności, wobec losu niesprawiedliwego i niepojętego. Ale jego ślepy poryw domaga się porządku wśród chaosu i jedności w samym środku tego, co ulotne i uciekające. Bunt krzyczy, żąda, chce, by przyszło wreszcie to, co dotąd wciąż było pisane na wodzie. Szuka przemiany." Czy mój los jest absurdalny i niedorzeczny? Tego nie wiem. Ale wiem, że dobrze