szczytem głowy mroków, postać ludzką, która patrzyła nań nieruchomo, chociaż sam obraz drgał i tańczył bezustannie, jakby wciąż gasnący i wciąż na nowo wzniecany tajemniczym rytmem. I znów upłynęły sekundy, zanim poznał w nim własne odbicie, zawieszone w pustce między bocznymi zwisami chmury. Był tak zdumiony, do tego stopnia porażony niepojętym działaniem chmury, że zapomniał o wszystkim. Błysnęła mu myśl, że być może chmura wie o nim, o mikroskopijnej obecności ostatniego żywego człowieka wśród głazów zalegających wąwóz, ale i tej myśli się nie przeląkł, nie dlatego, że była nazbyt niewiarygodna: niczego już nie miał za niemożliwe - po prostu pragnął uczestniczyć w