gorzką, zepsutą krwią.<br> - Panie, cóż to znaczy, do ciężkiej cholery! - wrzasnął Osiełek,<br>kopiąc nieznajomego w lędźwie.<br> Cisnął obrazki wściekły: śmignęły, załopotały na podobieństwo<br>czarnych i czerwonych ptaków; pożar domu czarnoksiężnika Indiavolaty<br>zafurczał nad ogniskiem świętokradców i spłonął.<br> Nieznajomy człowiek otworzył oczy wielkie, obrzękłe od alkoholu i<br>smutku, spojrzał na Osiełka nieprzytomnie i ryknął strasznym, czarnym<br>szlochem; trząsł mu się brzuch zapadły, aż rozpiął się płaszcz i<br>wyjrzały strzępy koszuli i szelki nieprawdopodobnie zużyte, astralne.<br> Osiełek uległ złudzeniu, że się wzrusza.<br> - Czemu szlochasz, melancholijna kreaturo?<br> Symbol ubóstwa rozwarł oczy jeszcze szerzej, mimiką twarzy oddając<br>ból z wielką precyzją.<br> - Jam jest autor.<br> Osiełek