przecież konie więcej nieraz dla pociechy niż dla ziemi, bo ziemi było<br>często tyle, co dla motyki.<br> Ale wtedy był czas na konie i między końmi także były przepaści jak<br>między ludźmi. A ten, co nas wiózł z miasta, był jak pan, który się<br>zniżył do człowieka. I choć zwierzę nierozumne, czuliśmy się z ojcem<br>skrępowani, że nas ciągnie. Ani go raz ojciec batem nie uderzył, ani<br>nie pognał, ni lejców nie ściągnął, siedział jakby urzeczony tym karym,<br>lśniącym zadem kołyszącym mu się przed oczyma.<br> Nie wiedziałem, czy onieśmielenie tak ojca zwarzyło, czy też z<br>własnej woli przystał na to, aby