na wejście. Drzwi bezszelestnie otworzyły się tuż przed nosem. - Zapraszam do środka, panie Jassmont. Jest pan oczekiwany.<br>Twardy akcent, Niemiec z Pomorza - poznał. Wszedł spokojnie, tak mu się przynajmniej zdawało. Do dużego, widnego pokoju, umeblowanego bez szczególnych osobistych akcentów. Pokój zamożnego urzędnika magistratu. Dwa obrazki na głównej ścianie: portret kobiety nieszczególnie urodziwej i zakole rzeki w górskiej krainie na przedwiośniu. Ten drugi o klasę lepszy od pierwszego. I ten jeden człowiek, gotowy, czekający. Z półuśmieszkiem. Właśnie ten półuśmieszek mógł zmylić, że ma wątpliwości, że czegoś jest niepewny. Ale nie, ten półuśmieszek należał do rytuału, był wstępem. Na pełny uśmiech Niemiec w