wielkim emblematem rozpaczy, z ustami zmęczonymi bezustannym lamentem, z ciałem zwalistym, niezbyt foremnym, ale niezwykle jednak kobiecym, to po prostu Basia. Basia z tego koszmarnego spaceru rozgrzebanymi, zabłoconymi przez ciężarówki ulicami Służewca Przemysłowego. Idziemy, w twarze zacina nam deszcz, cóż z tego, że letni, skoro bardzo szybko robi nam się niewiarygodnie zimno. Ja w T-shircie, ona w białej, odświętnej koszuli, która szybko przemaka i oblepia jej pełne ciało. Rzucona przez Wojtka sonduje możliwość jego powrotu. Ja, zdziwiony trochę rolą, jaką mi przeznacza, niepewnym głosem klaruję jej, że chyba ich związek nie ma szans, bo przecież Wojtek przez całe liceum robił