że siedzi u ojczyma na kolanach, o zmierzchu, ze szparą jak zwykle przyklejoną do jego rozporka. Zastanawiałem się, jaki miałaby wyraz twarzy, gdyby jego świetlik przeszył jej rozmarzoną pizdę, kiedy szeptała mu na ucho perwersyjną litanię dziewczęcej miłości, nieświadoma faktu, że zwiewna sukienka już nie okrywa jędrnych pośladków, że ta niewymowna rzecz, którą ma między nogami, nagle staje dęba i wspina się ku niej, wybuchając jak pistolet na wodę. Spojrzałem na nią, by sprawdzić, czy potrafi odczytać moje myśli, cały czas zwiedzając fałdy i zapadliny jej rozżarzonej pizdy śmiałymi, agresywnymi chwytami. Oczy miała zamknięte, wargi rozchylone lubieżnie, dolna część jej ciała