pani Krysia. - To moja lalka. I nie żadna Malwina, Irenko, tylko Klara. Dostałam ją, gdy byłam taka jak ty. Nawet nie wiedziałam, że tu się przechowała.<br> - Nie Klara! Malwina - darła się Irenka.<br><br> - No dobrze, niech ci będzie. Jest twoja, ale chodź.<br> Buzia dziecka rozbłysła szczęściem. Wpatrzyła się w ofiarodawczynię z niewypowiedzianym wprost wyrazem zachwytu.<br><br> - Ona nigdy nie miała lalki - usprawiedliwiała się Marta. - Raz, taką szmacianą, z rynku, ale jej zaraz głowa odpadła i wysypały się trociny.<br>- Tym bardziej jej się należy - odparła beztrosko pani Krysia. - W takim dniu! Czekaj, Irenko, tu może być jeszcze jej kołyska. Kiedyś miała w niej kołdrę