Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
ściślej pod mokrą kurtką, gdzie się chowa, gdy łoskot rozbijającego falę kadłuba wypłasza go z kajuty.
Widzę wyraźnie lęk w jego pięknych, wielkich i zielonych oczach. Przychodzi do siebie dopiero, gdy wepchnięty aż pod sweter, czując ciepło i nie słysząc torturującego nas od miesiąca hałasu, zaczyna mruczeć, tuląc się z niewysłowioną ufnością.
Jeśli uderzenia oceanu potrafiły opróżnić zbiornik wody - nie znajduję bowiem innego logicznego wyjaśnienia - to czy nie potrafią rozwalić innych, bardziej narażonych na uszkodzenia części jachtu?
Czarny, siny ocean. Biała, dusząca maska mgły. Potworna opończa, maska chirurga, chloroform, śmierć.
Nie mogę patrzeć na jedzenie. Duszę się pod kloszem mgły, spętany
ściślej pod mokrą kurtką, gdzie się chowa, gdy łoskot rozbijającego falę kadłuba wypłasza go z kajuty.<br> Widzę wyraźnie lęk w jego pięknych, wielkich i zielonych oczach. Przychodzi do siebie dopiero, gdy wepchnięty aż pod sweter, czując ciepło i nie słysząc torturującego nas od miesiąca hałasu, zaczyna mruczeć, tuląc się z niewysłowioną ufnością.<br> Jeśli uderzenia oceanu potrafiły opróżnić zbiornik wody - nie znajduję bowiem innego logicznego wyjaśnienia - to czy nie potrafią rozwalić innych, bardziej narażonych na uszkodzenia części jachtu?<br> Czarny, siny ocean. Biała, dusząca maska mgły. Potworna opończa, maska chirurga, chloroform, śmierć.<br> Nie mogę patrzeć na jedzenie. Duszę się pod kloszem mgły, spętany
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego