zaś, nie dopuszczała, by mogły być owocne. Siadała tak nienagannie, że gdyby nawet przez całą lekcję ktoś z lornetką przy oczach leżał pod samym biurkiem, i tak by nic nie zobaczył. Innym znów razem, gdy upuszczony ołówek niefortunnie potoczył się za daleko, podniosła go niezwłocznie, nie przerywając wykładu i, jakby nigdy nic, włożyła do szuflady. Na rozpaczliwe gesty poszkodowanego (że nie ma jakoby czym pisać, żeby mu oddać ołówek) nie zwracała najmniejszej uwagi, kontynuując lekcję.<br>Tak, nie musiała nic robić, by cierpiano z jej powodu. Czyniła to za nią przepaść, jaka dzieliła ją od nas. Pulchne, ledwo dojrzałe dziewczęta o niewykrystalizowanych