górkę. <br>Wreszcie szeroki pas trawy; czystej, zielonej. Struga brała tu <br>niespodziewanie ostry zakręt, odkładając w zakolu kawałek <br>żółtej łachy. To było to, czego szukał. <br>Pusta, do nikogo nie należąca, jego własna odtąd plaża.<br>Dwanaście i pół kroku wzdłuż, pięć (prawie <br>pięć!) wszerz, dalej trawa - aż do drucianej granicy. <br>Poplątane zielska, nigdy nie koszone, wczepiły się w kolczaste <br>druty, wystawiły czujki pokrzyw. Adam szukał dobre pięć <br>minut, nim znalazł miejsce, którędy można było <br>przedostać się przez gąszcz na drugą stronę.<br>Rozciągnął druty, poodplątywał, poranił ręce, <br>rozdarł koszulę - głupstwo. Przejście do <br>ogrodu i na maliny było gotowe. Potem zaczął wydzierać <br>dżungli twarde łodygi