Kunickiego, jakby nie wierzył, że skreślił je u dołu każdej strony ten ostatni - po Waryńskim - wódz "Proletariatu". To się tylko liczy; nie informacje więźnia, często pokrętne i nieprawdziwe, lecz on sam. Tym zadziwi władze w Petersburgu, w Warszawie i zyska fawory, że złożył zeznanie i podpisał je własną ręką - "Czarny", o wielu jeszcze innych pseudonimach: "Rudy", "Antonowicz", "Grzegorz", "Diuritz"... i jak go tam, do diabła, jeszcze zwą...<br>Teraz gdy Biełanowski może się chełpić namacalnym dowodem swego wpływu na takiego więźnia, nie jest mu już on potrzebny. Nie otworzy więc Kunickiemu drzwi gabinetu. A gdy Kunicki zacznie dopominać się o spełnienie obietnicy wypuszczenia