chorzy albo dzieci, a zarazem sprawiało to wrażenie, że traktuje ten przedmiot ponad jego rzeczywistą miarę. Cicho podśpiewywał: - Bo do licha, mało mam szans na mnicha. - To udawanie stało się tak oczywiste, że Jassmont i Róża szybko wymienili zdumione spojrzenia. Konstantego coś odmieniło.<br>Jassmont, po krótkim wahaniu, że może zbyt obcesowo, zapytał, patrząc na Konstantego, a ten mu uciekał oczyma: - Ej, Konstanty, nie bujaj, powiedz, ale tak z ręką na sercu, co jest z tobą. Jakiego czorta trzymasz za pazuchą?<br>Konstanty przestał śpiewać, popatrzył przez okno na śnieg, na drzewa, potem przeniósł wzrok, ale taki skulony, na podłogę w kuchni. <br>- Przecież