mu za nie głęboko wdzięczny".<br>Znów kręcił się koło mnie ten Max Pfitzner. Przemknął gdzieś wzdłuż ściany Roullot. Noc wznosi się i pęcznieje, niezadługo pęknie świtem. Max wyraźnie chce zwrócić na siebie moją uwagę; tym bardziej udaję, że go nie dostrzegam. Przystaje on niedaleko pod kolumną; obserwuję go spod oka: obmacuje się po kieszeniach, dobywa portfelu i coś z niego wyciąga, przybliża do oczu, wzdycha, oddala, wreszcie, niby niechcący, na prawo widzę, że niby, wylatuje mu to z rąk i pada mu pod moimi nogami, zerkam. Oczywiście fotografia żony i dziecka. Zasłaniam czym prędzej twarz pamiętnikiem, Max odczekuje chwilę, wreszcie zawiedziony schyla