tę jedną jedyną w końcu odkryją, może zresztą odkrywają ją, ale nie są już w stanie tej jedynej roli rozpoznać, tak silnie tkwią w niekończącym się ruchu wyzwalania od poprzedniej. Podziwiałem Meyera za to, kim jest, a jeszcze bardziej za to, że się na to godzi, do dzisiaj nie wiem, od czego to zależy, że ludzie akceptują siebie lub nie, że wystarczy im jedna osobowość lub ciągle poszukują tej, która wyrażałaby lepiej, kiedy nastąpi ów krytyczny moment decydujący o wszystkim. Tylko w jednej sprawie, myślałem, byłem bardziej odporny od Meyera. Nie mógł żyć bez sztuki, zdawałem sobie sprawę, że koniec inspiracji dla