zbytnio, jęłam czynić wycieczki w okolicy rezydencji pod pozorem poszukiwania skały, na której miało powstać owo arcydzieło. Przez pierwsze dwa dni chodzili za mną, potem zniechęcili się i machnęli ręką. Zapewne nie wytrzymali nerwowo dokonywanych przeze mnie pomiarów wszystkich napotykanych po drodze, sterczących luzem, skałek. Pomiarów dokonywałam centymetrem krawieckim, który od dawien dawna nosiłam przy sobie nie wiadomo po co i teraz znalazłam w torbie, a przy jednej ze skałek wezwałam pilnującego do pomocy. Kazałam mu obejść skałę od drugiej strony, uczynił to, widocznie zgłupiawszy na amen, i cud boski, że nie zleciał w przepaść. Był to jeden z tych wyższych rangą, w