gdyż wolałem uniknąć dwuznacznej sytuacji, zwłaszcza wobec tych, którzy mogli nas oczekiwać na dworcu w Warszawie. Nie było jednak nikogo. Z krewnymi od dawna się poróżniłem, koledzy lekarze musieli pełnić swoje obowiązki w szpitalach, a Weronika była na to za stara. W domu moich rodziców prowadziła gospodarstwo i wychowywała mnie od dziecka. Uważaliśmy ją za domownika. Moja pierwsza żona nie chciała trzymać jej u siebie, ale gdy umarła, a właściwie zginęła w katastrofie kolejowej, odszukałem Weronikę, która odtąd prowadziła mi dom. Miała już chyba ponad osiemdziesiątkę, ale była bardzo sprawna, tyle tylko, że cierpiała na zanik pamięci. Widocznie zapomniała o dacie mego