bezokiennych murów, podnóża betonowych stoków, gdzie tylko śmiecie i smród uryny. <br>Mimo to noc cieszyła Hunta. Że nie musiał mówić, że nie musiał słuchać słów cudzych, że niczyj wzrok go nie wiązał, niczyja myśl nie deformowała. Od przejętych <orig>zwierznic</> bowiem nic nie odbierał, a w każdym razie nic, co wychodziłoby od razu na powierzchnię, wyjąwszy sporadyczne kwanty doznań fizjologicznych. Ci ludzie, jak rozumiał, zostali raz i na zawsze, całkowicie złamani przez <orig>myślnię</> i teraz tylko wchłaniali wszystko niczym psychomemiczne gąbki, automatycznie - i bez sensu - wykonując, co tylko obsunęło się im w neurostruktury egzekutywne. MoP blokował im te rozkazy i narzucał własne. Niemniej