dziedziniec i wnet odnalazł przejście do lewego skrzydła. Przejście, o którym wspominał Paragon. Przebił się przez gęstwinę kalin i stanął pod murami. Tutaj, wśród chwastów i krzaków, prowadziła wąska, ledwo widoczna ścieżynka.<br>Pochylił się jak pies gończy, z nosem niemal przy samej ziemi wypatrywał śladów. W miejscach wilgotnych, bardziej osłoniętych, odbijały się one wyraźnie na gliniastym gruncie. Rozróżniał ślady trampek, tenisówek i pionierek. Głębszych wgłębień, jakie powinny pozostawiać wibramy, nie było.<br>Nie zrażony niepowodzeniem brnął wzdłuż ścieżki, śledząc każde najdrobniejsze jej rozgałęzienie. W ten sposób znalazł wyrwę w murze, przez którą wczoraj przedzierał się Paragon. Bez namysłu przelazł na drugą stronę. Tutaj