Atlasa.<br>Stopniowo napięcie wśród nielicznej publiczności (i zapewne wielu techników rozrzuconych na terenie bazy), umiejętnie podtrzymywane przez spikera, wzrasta i wreszcie słyszymy: "...pięć, cztery, trzy, dwa, zero... zapłon! <page nr=50> Mamy zapłon!" Horyzont wokół rakiety nagle pojaśniał. Jej widziana przez lunety, srebrzysta powierzchnia powlekła się cieniutką chmurką. To lód, który pokrywał rakietę, odpada na skutek wibracji wywołanej pracą silników. Jasność horyzontu trwa może sekundę, może dwie - rakieta "stoi w ogniu". I raptem błysk. Widać jasny, biały płomień oraz unoszącą się rakietę. Jest wciąż zupełnie cicho. Nagle rozlega się grzmot wybuchu. Dopiero teraz dotarła do nas fala dźwiękowa. Z emocji zapomniałem liczyć sekundy od