wieść o dżumie, wiali, jakby diabeł następował im na pięty. Widok ten bardzo poprawił samopoczucie Reynevana. Kiedy jednak zobaczył, przed kim uciekali, gdy spostrzegł, kto do Kromolina wjeżdża, dziwić się przestał.<br>Na czele oddziałku rycerzy i konnych strzelców jechał mężczyzna o mocno zarysowanej szczęce i barach szerokich jak wrota katedry, odziany w przepyszną i bogato złoconą mediolańską zbroję. Także koń rycerza, wielki karosz, był opancerzony: łeb zbroił mu chamfron, czyli naczółek, szyję folgowy nakarczek, crinet. <br>Reynevan wmieszał się pomiędzy kromolińskich raubritterów, którzy tymczasem tłumnie wysypali się na majdan. Nikt oprócz Samsona nie zauważył go i nie zwrócił na niego uwagi. Po