siedział. Ściany tego salonu, który właściwie spełniał rolę korytarza łączącego dwie części domu - jedną, w której się spało, drugą, w której się siedziało, rozmawiało i przyjmowało gości - były pokryte jakąś dziwną tkaniną o perskim deseniu. Na tym tle wisiał tylko jeden niewielki obrazek , trochę w bok pochylona główka dziewczynki. Wszyscy odzywali się o nim z szacunkiem, mówiąc ściszonym głosem: "to Greuze". Ja nie wiedziałam, kto to był Greuze, i nabrałam dla niego niepotrzebnego - jak się potem okazało szacunku, choć wtedy zaintrygowana stałam przed tym obrazkiem zastanawiając się, dlaczego ma być aż tak piękny i cenny.<br> Z salonu prowadziły nie drzwi, ale odrzwia