Kosmosu. Wszystko. Zygmunt miał wrażenie, że jest mikroskopijnym żyjątkiem, przebierającym nóżkami w kałuży własnych problemów i fobii, których nie potrafił dokładnie wyrazić, a co dopiero rozwikłać. Kosmos mógłby go, nawet nie z premedytacją, tylko od niechcenia rozgnieść galaktycznym paznokciem jak pluskwę. Nie wiadomo, co jest ważniejsze: kałuża własnego życia czy ogrom świata, dni i lat, wieczności przeświecającej przez szczeliny nieba.<br>- Jak chcecie, to idźcie. Ja spadam - otrząsnął się z zamyślenia.<br>Zostawił ich, trochę zaskoczonych, trochę obojętnych, przyssanych do barierek wiaduktu niczym ślimaki do wiszącego tuż nad ziemią liścia. Chciał być już w domu. Zasnąć.<br>Droga do domu o takiej porze niebezpieczna