mężem, robiła to wszakże na zimno. Rzucała kilka szyderstw i odchodziła pełna satysfakcji. Zagarnąwszy Martę dla siebie, wciągnąwszy ją w krąg własnego urzeczenia, drżała, żeby nie wydarto jej z powrotem cennego łupu. Rozpaczliwie błyskała źrenicami. <br>- Co? już skończył się zapał? Fałdów trzeba trochę przysiedzieć, <page nr=148> popracować porządnie i już skargi przed ojczulkiem? A on kontent!- zapalała się, głos wrzał z oburzenia. - Triumfuje kochający tatusieczek! Po cóż córce być artystką, wysoko stać ponad ludźmi, ponad światem, kiedy grzebać w ziemi łatwiej i bezpieczniej? Lepiejże kretem życie przeżyć niż ptakiem. Lepiej! lepiej! <br>Uderzała pięścią o pięść, zaciskała wargi. <br>- Dobrze! - mówiła cicho, na pół uduszona