okiem na pulsującą czerwonawo tarczę wskaźnika. Jakąś godzinę mógł jeszcze tu być, wśród pogiętych i skruszonych anihilacją skał - dawka nie przekroczy wówczas dwustu rentgenów. Niechby godzinę i kwadrans; potem - jeżeli nie dotrze do brzegów pustyni, nie będzie się już co spieszyć.<br>W jakiejś dwudziestej minucie przyszedł kryzys. Serce czuł jako okrutną, niezmożoną obecność, która rozpychała mu i ugniatała od środka pierś, tlen palił gardło i krtań żywym ogniem, w oczach migały iskry, najgorsze zaś było to, że zaczął się potykać. Promieniowanie stało się co prawda nieco słabsze, indykator świecił w mroku ledwo jak gasnący węgielek, ale i tak wiedział, że musi