Typ tekstu: Książka
Autor: Dukaj Jacek
Tytuł: Czarne oceany
Rok: 2004
nasprayował sobie na ranę gruby opatrunek. Rękawem starł krew. Przez cały czas czynił do siebie dzikie grymasy gniewu i rozpaczy.
AGENT3 z powrotem wziął Marinę na ręce. Roacher odprowadził ich spojrzeniem aż do zagraffitowanych drzwi.
- I tak umrze, na głodzie energetycznym zeżre ją samą - rzekł, gdy miał już pewność, że olbrzymi fenoazjata go nie usłyszy. Sędzia ani się zawahał, widać Roacher przynajmniej w to wierzył.
- Niech pan zabierze diagnoster i idzie, doktorze. To niedaleko. Przepraszam, nie chciałem pana uderzyć. Nic się panu nie stanie.
Do doktora Roachera zaczęło docierać. Nicholas rozpoznał moment zmiany, dostrzegł, jak rozszerzają się źrenice lekarza.
Odtąd nie
nasprayował sobie na ranę gruby opatrunek. Rękawem starł krew. Przez cały czas czynił do siebie dzikie grymasy gniewu i rozpaczy. <br>AGENT3 z powrotem wziął Marinę na ręce. Roacher odprowadził ich spojrzeniem aż do zagraffitowanych drzwi. <br>- I tak umrze, na głodzie energetycznym zeżre ją samą - rzekł, gdy miał już pewność, że olbrzymi &lt;orig&gt;fenoazjata&lt;/&gt; go nie usłyszy. Sędzia ani się zawahał, widać Roacher przynajmniej w to wierzył. <br>- Niech pan zabierze diagnoster i idzie, doktorze. To niedaleko. Przepraszam, nie chciałem pana uderzyć. Nic się panu nie stanie. <br>Do doktora Roachera zaczęło docierać. Nicholas rozpoznał moment zmiany, dostrzegł, jak rozszerzają się źrenice lekarza. <br>Odtąd nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego