zakręcie, kilkanaście kroków wzwyż, coś mignęło na szczycie...<br>Wtopił się w gałęzie. W dole, w zbitym kłębie krzaków, została przystań, łódka jak tkackie czółenko na migotliwej w słońcu krajce Strugi, jego plaża - żółta szmatka na brzegu. Jeśli dziewczyna stała tu, gdy był nad wodą, musiała go widzieć. Morze falujących traw, olbrzymia paleta kwietnych barw i odcieni stu gatunków liści. Wyżej Pażychowy maliniak ginął z oczu za żywopłotem, po lewej drzewa zagarniały pod siebie kaliny i jarzębinę, i coś jeszcze, czarne, niby olchy bez pni. Nad nimi omszałe brzozy, pierzaste jesiony, potężny świerk, zbrązowiały dołem od starości, <orig>łysopienny</>. Zapach nasiąkłej wilgocią ziemi