że samych słyszałam to nazwisko: doktor Gerhardt... Gdzież on jest, jak nie w Królewcu? <br>Zrobił się ruch. <br>- Ach, no tak, tak, oczywiście! Bardzo słusznie. Znakomity lekarz. Świetnie matce wtedy powiedział. Mama do niego ma zaufanie. Bardzo słusznie! Bezwzględnie należy pojechać... <br>Adam - uszczęśliwiony, jak zwykle kiedy przypływ namiętności i tajemnic Róży opadał do poziomu żądań i projektów - szukał już w portfelu pieniędzy na podróż. Władysław zacierał dłonie, Jadwiga <page nr=106> nawet skinęła z aprobatą. Róża tymczasem nie zdejmowała z nich wzroku. Wargi, dopiero co tak płaczliwe, twardniały w ironii, oczy napełniały się smutkiem. <br>- Ja ciebie po to, Władysiu, kazałam zawezwać - oznajmiła wreszcie - żebyś mi