tym miejscem nie wiąże. No, może matka, ale jak się urządzę, mam nadzieję, że do mnie przyjedzie... Wybaczcie, muszę się przywitać. Ewa! - Sychelski poderwał się na widok dziewczyny.<br>Zygmunt, chwiejąc się, podszedł do baru po kolejne piwo. Po czwartym na oczy zapadała mu wielobarwna katarakta, a świat wznosił się i opadał, jakby chodził w kółko po łuku tęczy. Taka optyczna fatamorgana. A może zrobić jak Sychelski? Może uciec stąd, wyjechać, zostawić wszystko i wszystko zacząć od nowa, w innym miejscu, wśród innych ludzi? Nikt przecież nikogo pod pistoletem nie trzyma, jak śpiewa Kazik. Kto to wie? Może to wyjście najprostsze, może