i prawie padł z wycieńczenia. <br><br>Akurat wtedy nikt nie chciał w N. umierać, doły stały, zbierała się w nich woda, a kiedy w końcu zaczęło się umieranie, trumny po prostu wrzucano do tej wody, przez krótki czas tam pływały, unosiły się na powierzchni niczym monstrualne spławiki, potem powoli, coraz cięższe, opadały na dno. <br>Deszcz nie ustawał, woda przelewała się przez krawędzie dołów, cały teren cmentarza zmienił się w jedno wielkie błoto i nikomu w tych warunkach nie chciało się pracować. <br>Efekt był taki, że po kilku dniach nikt już nie pamiętał, w którym dole pochowany jest mieszkaniec przytułku, który dół jest