melodyjny, cichy śpiew. Nie znał jeszcze takich, widział je po raz pierwszy, choć dźwięki, jakie wydawały z siebie, podobne były do tych, jakie słyszał w oku Ewy. Poruszały się wolno, wypełniając szarość spalonego nieba. Jedna z nich zasłoniła słońce. Pociemniało od razu, a reszta zaczęła wypuszczać fontanny perlistych kropel, które opadały na ziemię drobnym deszczem. Chmury zanurzały się w niebie, zataczały koła nad miastem i śpiewały sennie, przejmująco. Ich ogrom sprawiał wrażenie, jakby niebo skurczyło się nagle - wypełniły nieboskłon tak szczelnie, że od zachodu do wschodu, od południa ku północy nie było nic, poza kolistym ruchem i śpiewem. To były chmury