wysiłku.<br> Gdzie ukryły się dźwięki? Bliskie muzyki, czy już będące muzyką?<br> Trzepoty, klekoty, szumy, zgrzyty, poświsty układały się w zagmatwany rytm, który chwilami wydawał się tak prosty, że aż oczywisty. Stawał się wyraźną melodią przywołującą cię i też zmuszającą do ruchu, jak poderwał do tańca nieprzytomną ptasią rzeszę.<br> Czy raczej opętał tańcem, złudzeniem, namiętnością?<br> Chwilami wydawało się, że wszystko to nie rozgrywa się tu, na bagniskach, lecz gdzieś w przestrzeni, nad obłokami, na progach nieba. Kręgi tańczących zbliżają się do siebie, doskakują ku sobie, odbijają się, odlatują i wracają, zanoszą się krzykiem niewyobrażalnej miłości, tęsknoty, przed którą nigdzie się nie schronisz