Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
drogi, wracałem jeszcze nieraz do owego atlasu, ale nie znalazłem w nim odpowiedzi na dręczące nas pytania. Oglądałem z niesmakiem postać człowieka pokrytą czerwoną siateczką naczyń krwionośnych, szkielety i czaszki, serca, nerki, wątroby.

- Tak wygląda Polina - mówiłem do siebie z uczwciem okrutnej satysfakcji. - Cała jej urnda to oszustwo, takie samo oszustwo jak cudowne szczątki świętej Eufrozyny... Oto z czym ożenił się Leonid... Brrr...

Polina często mi się śniła, ale nigdy tak, jak o niej myślałem. Za każdym razem powtarzał się dawny, nowosokolnicki sen: Oto Polina cwałuje wierzchem na Norze, której ślepia płoną jak latarnie parowozu, a ja biegnę obok i nie
drogi, wracałem jeszcze nieraz do owego atlasu, ale nie znalazłem w nim odpowiedzi na dręczące nas pytania. Oglądałem z niesmakiem postać człowieka pokrytą czerwoną siateczką naczyń krwionośnych, szkielety i czaszki, serca, nerki, wątroby.<br><br>- Tak wygląda Polina - mówiłem do siebie z uczwciem okrutnej satysfakcji. - Cała jej urnda to oszustwo, takie samo oszustwo jak cudowne szczątki świętej Eufrozyny... Oto z czym ożenił się Leonid... Brrr...<br><br>Polina często mi się śniła, ale nigdy tak, jak o niej myślałem. Za każdym razem powtarzał się dawny, nowosokolnicki sen: Oto Polina cwałuje wierzchem na Norze, której ślepia płoną jak latarnie parowozu, a ja biegnę obok i nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego