mała dziewczynka panicznie przerażona kawalerską jazdą ojca po stromych ulicach San Francisco, zwierza nam się: ((...)). "Zdarzało mi się załamać, popłakać się i posiusiać, (...) cuchnęłam" - do takich rejestrów stylistycznych sięgnąłby pewnie tłumacz ostrożny, ale pozbawiony owej dramatycznej mocy wyrazu, jaką my dysponujemy.<br>I po cóż tak mdło i bezbarwnie? Nie lepiej "pękałam szlochając, sikając (...) <orig>zesmrodziłam</> się"?<br>Dociskać do dechy - oto dewiza ambitnego tłumacza. Jeśli John Berryman mówi nad grobem swego ojca (bankiera, który popełnił samobójstwo) ((...)), nie traćmy czasu na cieniowanie wieloznacznego przymiotnika (który oznacza, z grubsza, "straszny", ale w wielu szczegółowych sensach, od "napawający grozą" do "cechujący się lichą jakością") i walmy