wali się za cembrowinę studni.<br>Trzej konni już byli na podwórzu. Jeden żandarm, dwóch policjantów.<br>Stary Kweller, jak na swoje nieszczęście, wyszedł z szopy, kucnął, żeby między chrustem dostać się do dziury.<br>Podjechał żandarm i tak z rozmachu wygarnął do blacharza trzy razy.<br>Dostał pewnie w plecy, bo zapacał nogami, pacał coraz wolniej, zdawało się pewnie biednemu Kwellerowi, że gdzieś tam dobiegł w be zpieczny kąt.<br>Chuny Szaja podniósł się trochę zza cembrowiny i strzelił w tego najbliższego, spod którego koń, nie obyty widocznie z hałasami, wyskoczył dębem do wrót, a policjant spadł na śnieg i jeszcze próbował chwilę robić łokciami