mimo że jej wzmianki o mnie są chłodne, i tak wyszedłem obronną ręką, zważywszy na ogrom mojego przestępstwa. Otóż odnosiłem się do pani Marii z należnym szacunkiem, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że można na nią spojrzeć jak na kobietę. Ten trochę zezowaty karzełek, z grzywką przyciętą na pacholę, był dla mnie ostatnią istotą, do której mógłbym zwracać erotyczne zapały. A nic nie wiedziałem o tym, co stało się powszechnie znane dopiero czytelnikom jej dzienników, to znaczy o jej stronie, by tak rzec, lubieżnej. W swoim dzienniku notuje, że jej towarzysz, to jest pan Stanisław Stempowski, mnie nie lubił