który pod pozorem sztuki dworskiej uprawiał demaskatorską publicystykę. A wyglądało na to, że wszyscy malarze byli sługami karnawału i dla pocieszenia prostych, biednych ludzi pokazywali, że los możnego biskupa jest już przesądzony: panowie świata tego i książęta Kościoła zostaną strąceni w czeluście piekielne. Bo choćby się nie wiem jak starali pacykarze całego świata, choćby chcieli nagiąć swój talent czy smykałkę do zamówienia, zawsze wychodziło to samo. Portret podłego sybaryty, rozpustnika, lubieżnika, obraz fałszywego apostoła, zdrajcy ewangelicznej prostoty. Nawet jeśli twarz hierarchy miała jakieś pozytywy, były to raczej drapieżna inteligencja, spryt i stanowczość niźli franciszkańska miłość. Cała kultura, wszystkie obrazy zgromadzone w