pewno się znajdzie, właściciel postawi go na powrót. Czy aby w tym miejscu, czy nie ujmie zagonka? Niech ta. Jutro będą się użerać o ów zagon, zaklinać Bożym Słowem, że własny, że tak ma być. Jutro, za dnia. Teraz przyszedł czas żniwa, zboże sypie, kosić trzeba, póki sucho, dopóki nie pada. Grzech śmiertelny, grzech ciężki na sumieniu zostawić chleb na polu, żeby czekał. Głodem by Pan Bóg skarał wszystkich, cały maleński naród.<br> - Wracamy - trąciła Surmę Marta. Ujęła go pod ramię. Było wilgotne. On ma około sześćdziesiątki, nie przywykł do fizycznego wysiłku. Kosił z osiem godzin, bez odpoczynku, prawie bez klepania kosy