różnorakich specjałów popijając równie znakomitymi domowej roboty winami i wódkami, a pani Barbara nie skrywała, że i co do smaku wszystko było wystawowe. Takich owoców smażonych, takich tortów nie jadła i w Warszawie u Lursa, a takich wędlin - ani nawet na Litwie. A i obrus, na którym jedli, był przez panią domu zimowymi wieczorami ślicznie wyhaftowany. Podnosząc jego brzegi, żeby się przyjrzeć wyszyciom i koronkom, pani Barbara miała uczucie, że ogląda zarazem własną swą nicość. I nie mogła się nawet pocieszyć, że jeżeli nie posiada w takim stopniu sztuki prowadzenia domu, to za to strawiła młodość na innych, bardziej idealnych sprawach. Bowiem