pierwszej chwili i chyba od pierwszej chwili przypadliśmy sobie do gustu. Kiedy prowadził mnie na "czaj" po chrzęszczącym śniegu, przez ciemności panujące wokół, ku jarzącym się oknom jakiegoś dużego budynku, czułem, że mam już w tym chłopcu, w osaczającej mnie obcości, jakieś oparcie. Wejściem, które nie wyglądało na główne i paradne, a potem przez jakieś sienie i korytarze dotarliśmy do obszernego pokoju, gdzie wokół stołu, na którym stał dymiący samowar, zgromadziła się rodzina rosyjskich potomków (po kądzieli) kanclerza Joachima, czyli graf Apolinary z żoną i trojgiem, nie licząc Serioży, dorosłych dzieci: dwiema córkami, znaną mi już Mariuszką i Katią i synem