nie przewrócić się na rozbiegu. To wystarczyło, dekoncentracja, już próg skoczni, wybijam się za wcześnie. Straszne, lecę zupełnie na głowę. Końce nart dostają zeskoku, jakimś cudem się odchylam, palcami odbijam od zeskoku, zjeżdżam w dół, ale skok jest z upadkiem. Rozpacz, łzy leją mi się po policzkach, co za straszny pech. Przez dwa tygodnie skoków na olimpijskiej skoczni lądowałem najdalej ze wszystkich dwuboistów, nigdy, ani razu się nie przewróciłem i musiało to mieć miejsce akurat teraz. Byłem zdruzgotany, kompletnie załamany.<br>Kończy się pierwsza seria skoków, a ja na tablicy wyników jestem ostatni. Kątem oka widzę, że na bardzo dobrym miejscu jest