w gaszeniu pożaru lasu. Następnego dnia rano, w sobotę 3. 7, oznajmiono nam, że są pożary na terenie poligonu i wszyscy mają jechać, by je gasić. Pojechaliśmy. Zawieziono nas w głąb poligonu; wszędzie na horyzoncie widać było palące się lasy. Gasiliśmy przez cały dzień palące się zagajniki, łąki i młodniaki, pętając się wyraźnie bez żadnego planu po obszarze kilkuset km<hi rend="upper">2</>, w poczuciu pełnej bezradności, bezsensu i niebezpieczeństwa. Skrajny idiotyzm. Sto kilkadziesiąt osób nienadzwyczajnej kondycji fizycznej i bez jakiegokolwiek przeszkolenia, mających za całe przeciwpożarowe wyposażenie łopaty i parę siekier, wożonych po poligonie w czasie, gdy odbywało się strzelanie. Na własne oczy widzieliśmy jak