trzaśnie. Robiło się coraz później, zmierzch schodził na Kraków, odprowadzałem Krynickiego na dworzec, dalej byłem dość spokojny, bo ewentualne zdjęcie autora na tle szyn i pociągów zdawało mi się subtelnie korespondować z treścią książki, szliśmy już wzdłuż ekspresu do Poznania, Ryszard dalej zachowywał stoicyzm, wszedł do wagonu i gdy byłem pewien, że teraz właśnie, że się tak wyrażę, wyjmie aparat na wierzch i ujmie mnie w nostalgicznej pozie na peronie, on, owszem, nostalgicznie spojrzał w niebo i powiedział: - Nie zrobię ci dziś zdjęcia Jurku, bo światło jakieś słabe. I pociąg ruszył, i zostałem na peronie z obawą, że zdjęcia na okładce