Ażeby wydać śpiew anonimowy <br>Dotychczas w drżącym powietrzu słyszalny <br>I tam, gdzie palmom syczą białe piany, <br>I tam, gdzie w zimne prądy Labradoru <br> 710<br>Orzeł-rybołów spada pługiem blasku <br>Przy jodłach Maine. Prosty był ten śpiew. <br>Madrygał, dawniej z wtórowaniem wioli <br>Nucony pannom w pięknej porze roku, <br>Brzmiał po raz pierwszy na odwrót. To wszystko. <br><br> 715<br>Minie zima <br><br>Maszerujące żydowskie dziewczęta <br>Jedyną radość zemsty wyraziły. <br>Tak, wkrótce nocą żurawie pogonią, <br>Śnieg suchy ranić nie będzie już ręki. <br> 720<br>Tak, u strumienia, różowy jak usta, <br>Kamyk na żwirach zachrzęści pod stopą. <br><br>Przyjdzie wiosna <br><br>Tak, zielnym sokiem wzbiorą tulipany <br>I chrabąszcz hucząc o