niego synonimem t e g o. Siedzieli wszyscy w milczeniu, na wprost otwartych drzwi korytarza. W pewnej chwili Jerzy spostrzegł na twarzy Kolumba najpierw nieśmiały, potem jawny, szczęśliwy uśmiech. Teraz i on usłyszał: ktoś piął się po schodach, stąpając charakterystycznie na co drugi stopień. Zygmunt nigdy inaczej nie chodził. Jerzy pierwszy był u drzwi. Uchylił je w momencie, gdy jakiś czternastoletni może chłopak, z porcją przydziałowego razowca na wyciągniętej ręce, wchodził na półpiętro.<br>Jerzy cicho zamknął drzwi. Gdy się obrócił, ujrzał plecy stojącego przy oknie Kolumba i blade twarze obu pozostałych kolegów. Nowy, szofer, który pierwszy był na punkcie, drżącymi rękami