nie odstępowali, głośno omawiając urodę Margit, dziwiąc się jej sukience i pantofelkom na wysokich obcasach.<br>- Sklepy złotników. Patrz - ścisnął jej dłoń.<br>Chłopka w suto marszczonej spódnicy koloru pomarańczy i obcisłym zielonym staniku zsunęła szal z kruczych włosów, omotała nim nagie ręce, stała z jedną nogą wspartą na stopniach, a czeladnik pieszczotliwymi gestami dopasowywał srebrną, ciężką bransoletę na kostce. Palnik acetylenowy szumiał jasnym płomieniem. Skrzyły się ornamenty ze srebra. Kobieta miała zachwyt w twarzy, musiała tej ozdoby od dawna pożądać. Wsparty o ladę majster, z tłustą, nieomal kobiecą piersią, pokrzykiwał na chłopaka, który właśnie rozgrzewał srebrny nit i lekkimi uderzeniami młotka umocowywał