Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
Wiatr tnie skórę jak batem, woda zalewa nogi. Lód! Robię kilka rund wokół nadbudówki i wracam pospiesznie pod pokład. Cóż za ziąb! No i to symboliczne słońce.
Mimo woli przypomina mi się jedna z kapitalnych anegdot z "Daru Pomorza". Wysłani w lodowaty szkwał na reje skostniali chłopcy wrócili pod dek po dobrej godzinie na masztach. Wciągają suchą odzież, wycierają się ręcznikami, rozgrzewają. Nie zauważają, zajęci sobą, że rozpalone walką z wichrem bractwo niespodziewanie ucichło. Na twarzach maluje się konsternacja, czasem wręcz niepokój. Nagle ktoś odzywa się: Panowie, a jeśli już tak zostanie! I wtedy wszyscy wybuchają spontanicznym, rozładowującym sytuację i wątpliwości huraganem
Wiatr tnie skórę jak batem, woda zalewa nogi. Lód! Robię kilka rund wokół nadbudówki i wracam pospiesznie pod pokład. Cóż za ziąb! No i to symboliczne słońce.<br> Mimo woli przypomina mi się jedna z kapitalnych anegdot z "Daru Pomorza". Wysłani w lodowaty szkwał na reje skostniali chłopcy wrócili pod dek po dobrej godzinie na masztach. Wciągają suchą odzież, wycierają się ręcznikami, rozgrzewają. Nie zauważają, zajęci sobą, że rozpalone walką z wichrem bractwo niespodziewanie ucichło. Na twarzach maluje się konsternacja, czasem wręcz niepokój. Nagle ktoś odzywa się: Panowie, a jeśli już tak zostanie! I wtedy wszyscy wybuchają spontanicznym, rozładowującym sytuację i wątpliwości huraganem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego