środowiska mieli przygotowywać - osobno - delegaci dwóch niby-konkurujących organizacji studenckich. Związek jako przybudówka partii był mniej liczny, przeważnie nielubiany i, paradoksalnie, bez środków materialnych. Zrzeszenie było liberalne, niekiedy uchodziło za opozycyjne i miało bardzo rozbudowaną bazę materialną. Lecz w gruncie rzeczy byliśmy jak walczące ze sobą kukiełki w Grand Guiniolu, pociągane za sznurki przez jednego animatora. Dla mnie jednak, przynajmniej w tamtym roku najważniejszy był teatr, funkcjonujący nieco poza oficjalnym nurtem uniwersyteckiej kultury - coś w rodzaju "off Broadway". Teatr był magnesem, który pociągnął mnie do Związku, zresztą nie tylko mnie. Magia sceny działała na bardzo wielu ludzi, zwłaszcza na dziewczyny. Inna rzecz, że