awangardy, tworzyły enklawy względnej swobody i umożliwiały ekspresję rozmaitym niepokornym duszom. Najpierw STS i Bim-Bom, potem Salon Niezależnych, krakowski tygodnik "Student", a wreszcie świnoujska Fama i gitarowi balladziści - oto kamienie milowe historii owych działań, które teraz przeszły w sferę mitu nie zawsze zrozumiałego dla młodej generacji.<br><br>Fenomen owego mitu polega na tym, iż jest on wcale ważnym elementem zbiorowej biografii zarówno tych, którzy przychodzili do warszawskich starych Hybryd na Mokotowskiej posłuchać jazzu, jak i tych, którzy w latach 70. nawiedzali wrocławskie Dni Teatru Otwartego.<br><br>Opowieści weteranów z reguły pomijają fakt, że wszelkie te inicjatywy były możliwe dzięki wsparciu państwa, czego