z których zniknął niepokój, ale i tak ujął mnie pod ramię i pomógł wejść do środka, gdzie zajęliśmy swoje miejsce na tylnej, pluszem wyłożonej ławie i gdzie czekał już na nas Albin,<br>i autobus ruszył gładko, bo piasek był tu ubity i koła nie pozostawiały żadnego śladu jak na twardej polepie, a gdy obejrzałem się za siebie, nie zdołałem powstrzymać okrzyku zdumienia:<br>- Spójrzcie tylko!<br>i wszyscy trzej nie spuszczaliśmy oczu z białego wielbłąda, który nagle wyszedł z cienia piętrzących się ciemno głazów i uginając lekko nogi w kolanach, płynął przez pustynię tam, skąd nadjechaliśmy, i stawał się mniejszy, coraz mniejszy, aż